Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/373

Ta strona została uwierzytelniona.

365
JASEŁKA.

Teraz w Horycy przeleciała mu jak błysk wątpliwość: czy nowe życie co tutaj przyniesie lub odejmie? czy z téj marzonéj swobody niepotrzeba będzie znowu coś poświęcić kobiecie, która każdą jego godzinę niecierpliwie liczyć się już zdawała, jak własność swoją?
Wieczorem poszli z p. Izabellą do ks. Mizeryi, który już nie mógł wychodzić z plebanii, bo podupadł na nogi. Siedział w swoim pokoiku na starym jak sam fotelu, z brewiarzem na kolanach, który już umiał na pamięć, a trzymał go tylko dla zwyczaju w rękach, bo na kartkach jego od ciemnych plam używania, litery nawet pogasły.
— A to goście! zawołał, widząc wchodzącą p. Izabellę i Jerzego; a to mi goście! Ho! ho! domyśliliście się starego odwiedzić! Siadajcież moje dzieci.
— Przyszłam się z ojcem podzielić dobrą nowiną! odezwała się p. Izabella.
— No! no! aż dobrą! Cóż tam dobrego w życiu ludzkiém? same mizerye, moja dobrodziejko. Ale cóż to takiego?
— Jerzy mój się żeni.
Ksiądz oczy spuścił.
— Mizerye ludzkie! Aby dobrze, niechaj Pan Bóg błogosławi. A panna młoda? co? poczciwe? a rodzice? godni?
P. Moroszówna zaczęła opowiadać, ale stary pleban spluwał i milczał.
— Mizerye ludzkie! rzekł potém. A no! chwała Bogu! Pan Bóg sam postanowił małżeństwo: to i dobrze. A kochają się? spytał.
Jerzy się uśmiechnął.
— E! nie śmiejcie się, odparł ksiądz Magnacki, grożąc palcem; bo to teraz są i tacy księża, nawet