i tacy mądrale, co mówią, że kochać się nic potém i wcale niepotrzeba... Ale ba! mizerya ludzka! chcieliby, żeby człowiek tak brał kogo mu dadzą, z zawiązanemi oczyma, i ciągnął daléj pług z kim się nadarzy... Ale to głupstwo, mój dobrodzieju!.. Miłość uczciwa jest jak smarowidło w wozie: juściż i bez niego jechać można, ale lżéj z niém i nie skrzypi. Tak! tak! mizerye ludzkie, mruczał stary księżyna, poczynając mimowoli mrużyć oczy. No! no! błogosławię! Idźcie do domu, ja tu się już za was pomodlę; niech Bóg da jak najlepiéj.
We dworze i Paweł, i Radwanowicz, i Porciakiewicz cieszyli się tém niewymownie.
P. Eufrazy pierwszy wpadł z tą wieścią do ex-professora.
— Słuchaj waćpan, zawołał: wiwat! nasz panicz żeni się!
— Co mówisz? podchwycił, zrywając się Radwanowicz: jakto? z nieboszczką? i dodał zaraz: Tfu! jakiż ja głupi! Erazm Rotterdamus chwalił wprawdzie głupstwo, ale nie takiego rodzaju. Rotterdam, czerwona grobla: zkąd Hollendry, dukaty, złoto, Kalifornia...
— Rzućże te brednie!
— Ale z kimże?
— Z panną... waćpan jéj nie znasz... z Anną Żeliżanką.
— Ta! ta! nie znam? Ojciec z pozwoleniem taki kiep, że go w około na czterdzieści mil znają! Toż to ten, co chodzi w czepku, a co sobota rózgą bierze od żony albo klęczy w kątku... Żeliga—Szeliga, ale panna...
— Ładna i bardzo rozumna...
Niechby tylko przez pół, to dosyć, przerwał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/374
Ta strona została uwierzytelniona.
366
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.