Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/375

Ta strona została uwierzytelniona.

367
JASEŁKA.

Radwanowicz. Otoż i dytyramb im przyjdzie smażyć, bo bez tego się nie obejdą... „Niech Venus z Kupidem...“ Począł deklamować...
— A wiesz wpan co? przerwał — że teraz Kupidyn wymawia się kopcidym, bo młodzież woli kucharza niż miłość! Ale dobrzeż to jest, że się panicz żeni? hę? Gotów mi książki w bibliotece poprzewracać.
— A! samolubie przeklęty! krzyknął Porciakiewicz: nie plótłbyś!
— Tak! dobrze ci to mówić: kto całe życie plótł, każesz mu raptem ustać... To nawet byłoby niezdrowo. Sam zważ!
Porciakiewicz się rozśmiał.
— Cieszysz się jednak, dodał.
— Nie! niech-no wprzód zobaczę, jak to szczęście będzie wyglądało, rzekł ex-professor. Szczęście bowiem, sors, fortuna, gaudium; ale widłami się pisze. Gaudeamus! gaudeamus! i tak daléj.
— Z tobą gadać nie można!
— Czemu? spytał Radwanowicz; jestem logiczny jak sama osobiście logika.
— Ale pleciesz...
— No! to czemuż gadać nie można?
— A no, widzisz!
— Nie widzę, odparł Radwanowicz: trzeba było dodać, że ze mną z sensem gadać nie można: tak, to co innego!
— Dziękuję za sprostowanie; ale cóż mówisz o ożenieniu.
— Mówię: zobaczymy! Jeśli ona w bibliotece nic nie ruszy, dobrze; jeśli ruszy, źle! Foemina — Fe, jaka mina! A im ładniejsza mina, tém gorsze fe... Mina, minogi, Minos i t. p.