Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/377

Ta strona została uwierzytelniona.

369
JASEŁKA.

Jerzy może się tém najmniéj zajmował. To, co się stało, dziwiło go samego: był jak człowiek, co po pijanemu przyrzekł, czemu sam prawie na trzeźwo nie wierzy. Wspomnienie Loli gryzło go; bał się zobaczyć z Ottonem; przeczuwał, że Marzycki choć mu nic może nie powie, spojrzy nań z gorzkim wyrzutem. Nie mylił się w tém. Otto, gdy go wieść o ożenieniu doszła, rzekł tylko:
— Ha! nie spodziewałem się tego! Biedny chłopak! Więc ja już za niego sam chodzić będę na cmentarz. Wiedziałem, że Aneta opętać go musi.
Martynko spojrzał mu w oczy ciekawie.
— Łapany mąż, nie dobra rzecz, dodał kiwając głową. I jemu niewesoło i jéj niedobrze z tém być może; ale na to rady już nie ma.
Inni bardzo dobrze rokowali: boć, mówili, trzeba się raz przecię ożenić; lepszéj partyi trudno było znaleźć nad Anetę, któréj wiek tylko może niestosowny, choć go na twarzy nie widać, bo rokiem lub dwoma od niego być musi starsza. Zresztą czegoż już żądać?
Zajechawszy do Horycy, Jerzy w coraz głębszy wpadał smutek. O małżeństwie ani mówił; gryzł się niém, latał po lasach, i często p. Izabella znajdowała go tak w myślach zatopionego, niespokojnego, wybladłego, jak nigdy wprzódy nie bywał. Pojmowała ona dobrze co go trapić mogło; ale nie śmiała zaczepiać kwestyi draźliwéj, któréj czarną stronę lada słowo obnażyć groziło. Jerzy tak się był dobrze tu na pustyni zapomniał, że do Anety długo bardzo nie pisał. Obiecawszy rychły powrot, zwlókł go na dni parę, bo mu to wszystko dziwnie ciężyło na sercu, i w jakiś niesmak przykry obracała się ta miłość szalona.