Obawiał się Anety, siebie, uczucia tego; chwilami czuł jego poczwarność i występek: rozumiał, że to była namiętność nie uczucie, kiedy upojeniem tylko obudzić się i trwać mogło.
Wśród tego wahania nadszedł list Anety do p. Izabelli, smutny, niespokojny, pokorny, i Jerzy musiał pojechać do swojéj bogdanki.
Już w drodze napadły go znowu te jakieś sercowe strachy i trwogi, a im bardziéj zbliżał się do celu, tém silniéj go coś od Anety odpychało. Znana karczemka na drodze, pamiętna śmiercią Lacyny, wstrzymała go na chwilę: chciał w niéj odpocząć, zebrać myśli, rozchmurzyć się, nimby stanął przed narzeczoną z widomą żałobą i chłodem.
W karczemce jeszcze gospodarzyła piękna Zuzia, która przyjęła gościa z należytemi honorami. Sama własnym fartuszkiem zmiotła mu ławę, pobiegła po wodę i stanęła na rozkazy, do pytań, które przeczuwała.
Ale Jerzy wsparty na stole, milczał.
— Biedny Lacyna! zawołał po chwili: jedna z tych ofiar daremnych, które namiętności po drodze druzgoczą, jak żubry gałęzie w lesie...
— To pan mówi o nieboszczyku, proszę pana? spytała szynkareczka — co to tu umarł? A! mój Boże! to prawda, co ten człowiek nam kłopotu narobił!
Jerzy podniósł nieco głowę. Zuzia chciała koniecznie zawiązać gawędkę.
— Ale to taka niepojęta rzecz! Żeby pan był słyszał jak z wieczoru śpiewał, jaki był wesoły, co naszemu panu wygadywał...
Jerzego uderzyło wyrażenie: naszemu panu. Nigdy wprzódy nie słyszał, że Maks przepędził wieczór z La-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.
370
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.