wesołości wpół dziecinnéj, pół zwierzęcéj, którą znacie wszyscy, bo tych Faunów i Satyrów tylu po świecie się rozbiegło z ruin Rzymu i Pompei.
Dla czego w pokoiku Anety, w którym nie było nic prawie dziewiczego i świętego, który wyglądał raczéj na pokój eleganta niż panienki, zamiast oblicza Matki Bozkiéj łzawego, coby przypominało boleści życia, postawiono owego Fauna przepasanego bluszczem i uśmiechnionego do życia? Któż wie!
Faunik ładny był jak Aneta, poganin jak ona, śliczny jak ona... jak ona marmurowy.
W tym zacisznym kątku, przez którego osłonione okno oko biegło na ogród i padało na dalekie stawu zwierciadło, z po za firanek i draperyj, maluczko przyciemnione, wkradało się światło. Panował w nim mrok szary, pełny tajemnic i marzeń, rozlewając dumanie jakieś rozkoszne i straszne razem.
Na Jerzym nawet salonik Anety czynił wrażenie rozkoszne aż do zawstydzenia; zdawał mu się zbyt umiejętnie, zbyt artystycznie przystrojonym, jak na trwałego spokojnego uczucia mieszkanie. Było w nim coś zimnego jak śmierć, po za nim żadnéj nadziei — to wszystko już. Przypominał mu się mimowolnie dziewiczy pokoik Loli, kilka książek, wianuszek, gromnica, dwa wazoniki, i biało, cicho, zakonnie zasłane łóżeczko.
Tu wszystko aż do rzuconéj po posadzce maty hiszpańskiéj, która ścieżkę chodzącym wyznaczała, było straszliwie wyrachowane, chłodne, ustawione i obliczone dla oka raczéj niż serca.
Zapach nawet, zawsze jeden jakichś niby nieziemskich kwiatów, sztuczny, ostry, upajający, powiększał wrażenie, jakie ten kątek czynić musiał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/387
Ta strona została uwierzytelniona.
379
JASEŁKA.