Aneta otworzyła drzwi całe z mahoniów, z kryształową rączką, weszła i wciągnęła za sobą Jerzego, a zamknąwszy na klucz, rzuciła mu się na szyję.
— A! tyś mój! mam cię ptaku mój złoty! Chodź tu i usiądź przy mnie.
I obejmując go znowu, z ramion białych spuściła czarną zasłonę, kibicią giętką pochyliła się na piersi Jerzemu, i padła na kanapkę, zmuszając go, by usiadł przy niéj.
Milczeli... białą ręką odgarnęła mu włosy po czole rozpierzchłe, przytuliła się do niego, złożyła mu głowę na ramieniu, zamknęła oczy.
— Cicho! — zawołała — cicho! milczmy! odpoczywajmy! Jerzy, słowa zdradzają uczucie, bo go nie wypowiedzą. Możnaż co powiedzieć, gdy się tyle czuje? Daj mi rękę, mów mi drżeniem dłoni... O! już cię od siebie nie puszczę!
Ale po chwilce tego spoczynku, który dla niéj był może pokojem, a jego żarem i płomieniami oblewał, zerwała się, odsunęła, usiadła daléj i patrzała na niego długo.
— Spójrz mi w oczy! zawołała: niech ci wyczytam coś myślał, gdy mnie tam nie było. Myślałżeś o mnie? nie stałeś mi się niewiernym? tęskniłeś ty do mnie? Śniłeś o mnie? Oczy, mówcie mi prawdę.
— Cóż ci oczy powiedziały?
— O! wiele rzeczy, tajemnic pełnych, które tylko moim wiedzieć wolno, ale im przez usta nie przechodzić, bo są jak promyk, którego schwycić nie można... Jakże zagasłe twe oczy! jakże smutne! kiedy być powinny jasne i zwycięzkie! Jerzy! Jerzy! powiedz mi, powiedz raz jeszcze: kochasz ty mnie?
— Aneto! ja nigdy nie kłamałem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/388
Ta strona została uwierzytelniona.
380
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.