cie; ono to i dobrze, że choć na kwadrans coś się im w piersiach ruszy... Przyjm, nie przyjm, Panu Bogu podziękuj; dużo mizeryi, ale są i poczciwi!
Westchnął stary proboszcz i oczy otarł.
— To co innego... dodał po chwili. Ja ciebie od dziecka, jakem jeszcze ochrzcił, na oczy nie widziałem. Nie lubiłem się włóczyć do dworu, było co robić po chatach; ale ja dużo słyszałem, a ojca kochałem, zresztą ja mam moje natchnienie także, w które wierzę. Od tam tych biedaków możesz nie przyjmować i nie przyjmiesz, a od starego księdza powinieneś. A na co mnie grosz? a na co mi go było oszczędzać, kiedym ja ksiądz i z dnia na dzień żyć powinienem jak apostołowie i anachoreci? Mizerya i słabość ludzka! każdy chce sobie kupić jutro, a ono nie na sprzedaż.
— Więc na cóż i mnie, ojcze, te dary i ofiary? Mam młodość i siłę...
— No! no! gadaj ty sobie zdrów! wszystko masz, tylko zawsze z groszem bezpieczniéj. Ja ci to na hypotekę twojéj młodości pożyczam: za procent Pana Boga chwal, a kapitałem na kościół rozporządzę.
I dobył z kieszeni sutanny woreczek prosty płócienny, czarnym sznureczkiem związany. Juraś się cofnął, stary ksiądz namarszczył i podniósł głowę.
— To — rzekł — nie żadna ofiara. Nie patrz mi się tak: bierz co daje przez ręce moje Pan Bóg; nie będziesz nikomu ciężarem, weźmiesz gdzie kawałek ziemi, pogospodarujesz... toć pożyczka, to depozyt...
Jerzy stał smutny.
— Widzisz, chłopcze, rzekł stary: jam-ci to tego nie miał, żebym tak lada komu dawał; nie dawałemci dotąd, ale Pan Bóg chce: dziś muszę, mnie to na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.
31
JASEŁKA.