Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/397

Ta strona została uwierzytelniona.

389
JASEŁKA.

wyrazistą, przerażającą jak rozpacz sama rozwścieczoną.
Szemere powoli zbliżył się do niéj.
— P. Anno, co to pani?
Chciała coś odpowiedzieć, spojrzała na niego, nie mogła; potrzęsła głową, powiodła oczyma.
— Trup! — rzekła nareszcie — trup! on, Lola!
— No nic, to tylko bardzo silna gorączka, rzekł Szemere. Posłańca do apteki! Może wypadnie krew puścić.
— Precz! precz! krzyknęła nagle się zrywając. Wszyscy zbójcy, wszędzie krew niewinna: na ołtarzu, na sukni... Precz! To on! on mnie zabije, zadusi w uścisku! Nie dotykajcie mnie.
I znów osłabiona upadła.
Matka płakała i mdlała.
— Tu się coś stać musiało, czego ja nie rozumiem zawołał Szemere.
— I nikt nie wie, i nikt nie rozumie, łkając dodała pani Jędrzejowa. A! ratuj nam Anetkę! zlituj się doktorze! ratuj ją!
Doktor ruszył ramionami, sam nie wiedząc co począć.
— Zrobimy co można... bądź pani spokojna...
Anna wciąż była nieprzytomna...
Taką sceną zakończył się ten dramat, który może jeden tam tylko człowiek zrozumiał i struchlał nań w sercu, jeżeli kiedy miał serce.
Spytacie mnie zapewne co się z Jerzym stało?
W nocy do okna Ottona zastukano gwałtownie, okiennica trząść się poczęła od rwania, wszyscy zerwali się i wybiegli. Na podwórzu stał Jerzy, bez czapki, napół ubrany, zbłocony cały... Otto, który go tak weso-