nic... Co ma wikary zabrać, wolę złożyć w poczciwe ręce, a wiem, że nie przepadnie.
Jerzy opierał się jeszcze...
— Tylko schowaj, dodał starowina: potém o tém... mizerye ludzkie! Dobrze to, że od lada kogo nie bierzesz, ale od starego sługi bożego, Jakóba, to tak jakby ci dał ojciec rodzony... Nie użyjesz, no to mi oddasz późniéj... Głupstwo jest, powiadam ci... mizerye ludzkie...
I podniósł oczy staruszek, bacznie i pilno wpatrując się w chłopaka, jakby na czole jego przeszłość i przyszłość chciał wyczytać. Potém znowu stuknął kijem o podłogę.
— Ale-no, gadajże mi: co ty myślisz z sobą? zapytał.
— Jeszczem dobrze nie obmyślił, rzekł Juraś. Widzę z dzisiejszego poselstwa, że stryj mnie chciał do siebie powołać, że myślał mi coś dać z łaski; ale swobody nie sprzedam za nic, pójdę pracować.
— Co tam mówisz: pracować! pracować! przerwał ksiądz. Mizerye ludzkie! pracować! Mów jak i co będziesz robił?
— Nie wiem.
— Otoż sęk! potrzeba wiedzieć, odparł proboszcz. Trzeba obmyślić. Cóż ty umiesz?
— A no! koło koni się znam, do gospodarstwa mam ochotę, i trochęm się mu przypatrzył po świecie, a i muzyki liznęło się nieco... ale z tego nic.
— E! to żal się Boże! jakbyś małpy pokazywał. Ja to tego nie rozumiem... dodał. Dawniéj grano na chwałę bożą i na pociechę duszną, dla humoru; ale za pieniądze, to tak, jakoby który, z pozwoleniem, okazywał się za biletami, że pięknie płakać lub śmiać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.
32
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.