Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

37
JASEŁKA.

między ciekawymi był też jeden nieznajomy podróżny, który przed wieczorem zajechał, i stanąwszy w alkierzyku, ryby sobie po żydowsku gotować kazał, a dowiedziawszy się, że się tu coś stało i ujrzawszy tłum, poszedł także posłuchać co tam za historyę opowiadano.
Była to niepoczesna figurka, wąsata, w wyszarzanéj taratatce zielonéj, z krótkim cybuszkiem w gębie, twarzy bladéj, oczek zgasłych; wyróżniająca się w ścisku tém tylko, że sobie miejsce robiła ostrożnie, nie wiedzieć w jaki sposób, zawsze najpierwsze i najlepsze.
Nie pochlebiamy sobie, by czytelnicy nasi mogli w tym nieznajomym domyślić się od razu króciuchno widzianego plenipotenta panny Izabelli Moroszówny, pana Ignacego Żerebę, który tak wyszukanym stylem rozmawiał z nieboszczykiem hrabią, w salonie swéj jurysdatorki. On to był jednak, powracający z wycieczki prawniczéj do akt powiatowych sąsiednich, nocą zatrzymany w miasteczku, a po części reputacyą ryby, którą sobie na wieczerzę zadysponował.
Trzeba wiedzieć, że nie od dziś p. Żereba służył w interesach p. Izabelli, i doskonale znał żywot, sprawy, uczucia i stosunki kobiety, z którą sobie rady dać nie mógł, choć wszelkich używał delikatnych środków, by nią owładnąć. W tym to celu usiłował on być jak najlepiéj poinformowanym we wszystkiém co się jéj tyczyło, ale ilekroć użytek chciał zrobić z mozolnie nabytych plotek, panna Izabella strącała go nielitościwie w otchłań czyśćcową, w któréj jak prosty pierwszy robotnik pracować musiał, nie mogąc dobić się marzonéj poufałości.
Był jéj wielce użyteczny przy wielkich interesach,