Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

39
JASEŁKA.

— Gdybym mógł wyjednać chwilę posłuchania...
— Ale tam już jest i ksiądz, i Porciakiewicz.
— No, to ja wstrzymam się do chwili opróżnienia, rzekł prawnik; a gdy opuszczą to miejsce, będę ich mógł zamienić...
Paweł raczéj domyślał się niż rozumiał; lecz gdy odeszli tamci, pośpieszył do pana.
— Jest tu proszę panicza — rzekł — ktoś z Pińska... adwokat czy coś, bo gada tak górnie, że ja go nie rozumiem. Prosi się widzieć...
— Ale mój Pawle, po co mi to?
— A co to szkodzi jak go pan zobaczy? Niech przyjdzie, może on co wie.
I trochę absolutnie, nie słuchając nawet odpowiedzi panicza, Paweł nie pytał, ale poszedł po adwokata. W téjże prawie chwili p. Aleksander Szperka, który się za Jerzym do karczmy przeniósł ze dworu, i Żereba, zetknęli się w sieniach niespodzianie.
Znali się oni już dawniéj.
Szperka ujrzawszy prawnika, silne powziął podejrzenie, że Żereba zwąchawszy proces tłusty, nie po co innego przybył, tylko by go pochwycić; Żereba zaś, który dotąd nie miał żadnego zamiaru, wpadł na tę myśl istotnie, zobaczywszy tu Szperkę, którego przytomność miała dla niego wielkie znaczenie. Już był Żereba na progu, gdy Szperka stanął, zasłaniając mu drzwi sobą.
— Za pozwoleniem! rzekł kłaniając się.
— Pan Szperka!
— Tak jest, pana Żereby dobrodzieja! Pan do młodego hrabiego?
— Tak jest.
— Ja tam już byłem... uśmiechnął się Szperka: