widmo przeszłości. Poezyę jéj codzień po trosze zabierała rzeczywistość chłodna; serce zastygało w rachunku lub walce o majątek zbierany bez celu.
Wiadomość o wypadkach, któreśmy opisali, nierychło do panny Izabelli dojść mogła. Nikt obcy nie miał tu przystępu, nikt nie przychodził z plotkami, których słuchać nie lubiła. Otaczało ją wielkie milczenie pustkowia lub gwar bez znaczenia, wyrównywający cichości głębokiéj.
W takiém życiu nałogi rosną jak grzyby, a są dziwaczne i uparte. Nie dziw, że pannie Izabelli wszystko co ją otaczało, potrzebne było i konieczne: stary ów sługus mruczący, służąca zapuchła, chłopak odarty, nawet Żereba codzień o jednéj godzinie przychodzący z rapportem o interesach. Odjazd jego do blizkiego miasta powiatowego, przedłużony w niém pobyt, już ją niecierpliwił; wyglądała jego powrotu, bo kilka spraw zostawiła w zawieszeniu, a jedna godzina niezajęta niczém zbywała.
Nareszcie późnym już wieczorem dnia jednego dano jéj znać, że pan Ignacy powrócił, i że ma pilne bardzo interesa, dla których zaraz się widzieć pragnie. Panna Izabella kazała go natychmiast przywołać do siebie, nie posądzając wszakże, by tak ważne przynosił jéj nowiny.
Żereba wszedł, nadając sobie więcéj powagi niż kiedy, ze smutkiem na twarzy wyrobionym do okoliczności, medytując jak mu należy obrócić to, co miał na głowie, w sposób, iżby się p. Izabella nie domyślała, iż ważność tych wieści i znaczenie ich rozumie.
Jakkolwiek śmiesznie się wyrażał Żereba, nie był on pozbawiony instynktu zachowawczego, i umiał się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.
45
JASEŁKA.