pokryć wrażenie. Powoli osunęła się na blizko stojącą kanapę.
— Ale to nie koniec, dodał Żereba: bo nim tego syna odszukał, zrobił widać testament, w którym nic o nim nie wspominając, cały majątek oddał bratu. A że śmierć ta nastąpiła nagle i niespodziewanie, brakło mu czasu, by go cofnąć. Dziś więc ów młodzieniec ogołocony jest ze wszystkiego.
P. Izabella milczała; łzy, które usiłowała ukryć, spływały jéj po twarzy.
— Jak mówisz? spytała cicho: co się z synem jego stało?
— Stryj zabiera mu cały majątek; chłopiec zostaje bez żadnego funduszu.
— Gdzież jest?
— Właśnie spotkałem się z nim, gdy opuszczał rodzinne swe gniazdo, które go przytuliło na chwilę, dodał wymowny Żereba. Teraz nie wiem dokąd się udał.
— Ale czyż stryj zechce z tego testamentu korzystać?
— Najpewniéj, bo przysłał zaraz delegowanych dla zajęcia majątku.
Panna Izabella wstała i przeszła się po pokoju, źle udając obojętność. Żereba łatwo poznał, że usiłowała napróżno odegrać przed nim rolę obcéj, pokrywając wrażenie silne i niepokój gorączkowy.
— Ten testament — dodał — tylko palcem kiwnąć, obalić można; ale młody nic nie chce. Zaklął się, że nic nie przyjmie i pójdzie pracować.
— Testament można obalić? spytała panna Izabella.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.
47
JASEŁKA.