cuchem istot, które go otaczają; inaczéj elektryczna iskra życia przezeń nie przejdzie... Trzeba kochać, potrzeba z siebie uczynić ofiarę, aby spełnić posłannictwo ziemskie. Sam jeden człowiek jest ziarnem rzuconém na rozdrożu, z którego nikt nie zeżnie kłosa: w polu tylko do snopa należy, i na chleb pójść może.
Jerzy nic nie odpowiedział Ottonowi; zamiast słów dał mu szczere, serdeczne ściśnięcie dłoni.
— Ty wiesz, rzekł po chwili: jak ja życie rozumiem. Gotowem je dać, ale chcę niém sam swobodnie rozporządzić; chcę... ot! sam może dobrze nie wiem czego chcę, — a to tylko pewna, że mi tu z wami dobrze, żem dawno muzyki nie słyszał, i że mi coś zagracie.
Tak zwróciła się rozmowa: Martynek poszedł do fortepianu i zagrał balladę Chopin’a.
— Ten Chopin — rzekł Maks — to taki dziwak jak Juraś: pół chłopa, pół eleganta, niby wieśniak a śpiewa uczenie chłopskie trele; ja go nie rozumiem.
— To nie dla ciebie pisano, odparł Otto.
Wieczór upłynął cały na długiéj rozmowie przerywanéj. Maks nawet, nad którym ciężyła groźba wiekuistych ślubów i szczęścia na łonie półkownikowéj, rozweselił się, rozgadał, zrzucił trochę komedyanctwa, rozgrzał się u tych młodych piersi; a gdy mu przyszło powracać, nie mógł się wyrwać z pod słomianéj strzechy, z któréj nań wiała taka swoboda i szczerota.
Nazajutrz rano Juraś pieszo poszedł do Zarubiniec. Przewidział on trudności swego spotkania z hrabią, ale spokojny w duszy, nie lękał się go wcale; myśl jego więcéj zaprzątniona była Lolą, dla któréj miał czulsze niż braterskie uczucie, więcéj niż przy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.
54
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.