— Trzeci sobie tak jakiś, że doprawdy nic o nim powiedzieć nie można: blady, mizerny, kaszlący, zdaje się, że tylko chorować umie i obawiać się o swoje zdrowie. To czyni go sentymentalnym. Wzdychał aż mi było nudno. Dużo widać francuzkich rzeczy czytał.
— O! biedacy! jakżeś ty ich osądziła!
— Ja ich nie sądzę, kochany Jurasiu; mówię ci tylko, jak mi się zdają, co o nich myślę. Cóżem winna, że oni mi się tak wydali? Ale wróćmy do naszéj rozmowy. Kiedyż i jak się zobaczymy?
— Nie wiem.
— Będziesz u Ottona?
— Zabawię u niego może. Będzie podobno wkrótce i Maksa wesele.
— Myślisz być i na weselu? Kiedy pogoda piękna, my z mamą chodzimy spacerem drogą lipową ku Robowu: tambyśmy mogli się spotkać... Gdy mama chora, czasem ja chodzę sama, to droga pusta, a ogród blizko...
Zarumieniła się dając mu rękę.
— Moglibyśmy się zobaczyć! Ale doprawdy — dodała — ty mnie wziąć gotów jesteś za jakiegoś trzpiota. O! gdybyś nie był moim bratem, nigdybym ci się tak nie narzucała; ja wiem, że to nie uchodzi i nie dobrze... ale z bratem...
— Moja droga siostrzyczko, odparł Jerzy: nie bój się, bym cię wziął za inną niż jesteś. Jesteś dobrą, serdeczną, szczerą i miłą istotą, jakiéj drugiéj na świecie nie ma.
— Cicho! chodźmy już do mamy; ona cię tak kocha jak ja... ręczę.
Zbliżyli się do hrabiny, ale ją zastali jakąś zadumaną i posępną. Spokojna jéj zwykle i łagodna
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.
69
JASEŁKA.