Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

88
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Czuła półkownikowa Amelia dożyła nareszcie dnia wesela, oczekiwanego z biciem serca, a mającego jéj szczęście całego życia zapewnić... Niecierpliwość jéj rosła z dniem każdym, lecz indult nie nadchodził. Maks przeciwnie, w miarę jak się zbliżał do uwieńczenia swych ogniów(?), bardzo jakoś głowę zwiesił i osmutniał. Codzienne oglądanie powabów przyszłéj żony, głośno i wcześnie czynione jéj projekta, powlekły czoło jego chmurą jakiejś niewytłómaczonéj melancholii... Szczęście własne zdawało się go zatrważać. Oboje przyszli małżonkowie smutni byli, ale ona smętkiem dziewiczych nadziei, on niepokojem przyszłości.
Przypuszczony do wszystkich tajemnic toaletowych i arkanów dezabilu, Maks mocno się zamyślał, rachując, czy reszty wdzięków, choć dobrze i umiejętnie zakonserwowanych, potrafią na wodzy utrzymać burzliwe serce jego.
Ale kość była rzucona, indult nadszedł... Półkownikowa melancholicznie robiła przygotowania do ślubu. Maks zabierał się do wyrzeczenia się przy ołtarzu swych artystycznych nadziei. Oboje zgadzali się na to, że chlubić się szczęściem i ludziom niém robić oskomę wcale było nieprzyzwoicie, że wypadało ślub w maleńkiem kółku przyjaciół serdecznych ograniczyć. Amelia więc prosiła tylko Anetę z matką, starą jakąś kuzynkę, opuszczając nawet hrabinę, która nie była bardzo zdrowa i dosyć daleko. Maks wezwał Ottona i Jerzego. Miano pojechać do kościoła około południa, powrócić na obiad do domu, spędzić wieczór na pogadance, potém rozjechać się, zostawując młodą parę w najpożądańszém osamotnieniu.
Tak się też stało zgodnie z programem.