pać, huśtać, bawić, tulić, pilnować: nie sposób żebyście temu wydołali.
Jermoła ręką machnął.
— Dajcie mi pokój: nie święci garnki lepią, to i ja to potrafię. Wy mi poradzicie zresztą, a jak Bóg Bogiem, dziecka tego nikomu nie oddam.
— Skręcił się stary — zawołała baba ruszając ramionami — jemu się zdaje, że to szczenię ułożyć: a toćto parę lat będzie koło niego zamoroki...
— Co dłużéj to lepiéj! Nie gadajcie matko, nie gadajcie: nie chcę słuchać... Ja go sam wychowam, zobaczycie jak!
Wszyscy się śmieli ze starego Jermoły. Postrzegł wreszcie to szyderstwo, i jakoś na chwilę zawahał się, zwątpił o sobie.
— Moja matko — rzekł zcicha smutnie — wszakci wy mi pomożecie, nauczycie, poradzicie: ja wam to odsłużę. Przyjdzie żniwo albo robota w ogrodzie: słowo wam wiele kosztować nie będzie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.