Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— To nic — odpowiedziała kozaczycha — ja i darmo gęby nie pożałuję; pomódz pomogę i wam i sierocie, ale jak to się wam śni, żebyście na starość, nie znając co to chodzić koło dzieci, mieli zostać mu matką?
Jermoła już nic nie odpowiedział. Uczuciem swojém mierząc drugich serca, uląkł się, czy mu dzieciny pod tym pozorem nie chcą odebrać: powoli przysunął się do ławy, ogarnął pieluchy, wziął powoli na ręce dziecinę, i milcząc skierował się ku progowi. Wtém i Chwedko z kozą pokazał się we drzwiach. Na ciemném tle otwartych drzwi oświecona blaskiem łuczywa rogata głowa białéj staruchy poczęła się szamotać, a Horpyna aż krzyknęła z przestrachu.
— Otóż i mamka! — zawołała kozaczycha.
— Chodźmy do domu — cichym głosem przerwał Jermoła. — Dobranoc kumo, a przyjdźcie jutro jeśli łaska.
— Przez samą ciekawość — odpowiedziała gospodyni.
W obawie żeby mu dziecka nie odebrano, Jermoła przeszedł co żywo próg, i lżéj ode-