Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Spać ani myślał, ani mu się chciało: tyle miał do roboty, tyle do przygotowania. Usiadł pod piecem nie wiedząc do czego się brać naprzód; ale na dziecko patrzał jak w tęczę, a tu i stara koza go niepokoiła robiąc przegląd izby, bijąc rogami we drzwi, plądrując po kątach i chwytając co do zjedzenia napadła. Stukanie jéj przebudzało dziecinę: leciał ją tulić Jermoła, aż wreszcie domyślił się, żydówkę (tak bowiem Chwedko odrazu nazwał kupioną mamkę) w kąciku uwiązać krótko. Podrzucił jéj trochę słomy, i koza się uspokoiła, zgadzając się z przeznaczeniem. Dziecko spało także snem cichym i głębokim; Jermoła nie miał na czém i nie zapragnął się położyć: pozostał tak na pieńku służącym za stołeczek przed piecem. Łóżko jego było zajęte, a do jutra tyle rzeczy do obmyślenia i do roboty!
Już go ludzie przestrzegli, że o dziecku trzeba będzie dać znać do dworu ekonomowi Hudnemu, i oznajmić mu, że je na siebie przyjmuje Jermoła. Oprócz tego niemiłego pochodu, od któregoby się był wykupił, miał jeszcze