miała przytém nawyknienie do osób i niechętnie ulegała przemocy nowego pana. Zrazu łagodnie z nią postępował Jermoła: głaskał, gadał, starał się przekonać o konieczności poddania się, aż wreszcie do środków gwałtowniejszych uciec się musiał. Koza podniosła bunt formalny, zerwała się ze sznurkiem, i poczęła bijąc rogami latać po izbie od drzwi do drzwi: dziecko się obudziło, stary schwycił się za głowę.
Szczęściem na tę scenę nadeszła kozaczycha, którą ledwie przebudzoną, ciekawość do chaty Jermoły sprowadziła. Zobaczywszy go w tém utrapieniu, w śmiech baba; ale zaraz téż do roboty się wzięła, i z kozą dała sobie naprzód radę w sposób czarodziejski. Żydówka czy to że do kobiét była przywykła, czy widząc przeciw sobie dwoje, a zwątpiwszy o dobrych skutkach podniesionego buntu, upokorzyła się dobrowolnie przed kozaczychą. Jermoła lulał już dziécię na ręku.
— A co? — zapytała stara — jakżeście noc przebyli.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.