nieść do sądu, albo i dziecko odesłać do szpitala....
Jermoła pobladł i ręce załamał.
— Znaku? żadnego nie było znaku: dziecko tylko zamiast w pieluchy zawinięte było w sztukę mory grubéj... proszę Jaśnie pana... Ale ja dziecka, kiedy mi je Bóg dał, nikomubym oddać nie chciał.
Ekonom się rozśmiał.
— Ho! ho! coś to kuso wygląda. Podrzucone pod próg, a ty chcesz zatrzymać: może być śledztwo... kłopot, koszt dla skarbu! Nieś je sobie do pomocnika lub do sądu, niech postanowią, a tę sztukę perkalu odesłać mojéj żonie: słyszysz, zaraz.
Ekonom zlazł z konia i namyśliwszy się, dawszy go potrzymać Jermole, sam wpadł do izby. Staremu serce biło, obawiał się wejrzenia tego człowieka, a konia puścić nie mógł: chciał tam być przytomny i nie mógł, uchem chwytał rozmowę kozaczychy z ekonomem, a ten wysiłek i niepokój tak go zmógł, że gdy Hudny
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.