Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Zagadnienie to namiętnie rozwiązywane zdaleka od tych, o których tu idzie, dziś wszyscy zwykli rozstrzygać najkrzywiéj, więcéj złego niż dobrego dopatrując w wieśniaku. Tymczasem rozrachowując wpływy jakim lud ulega, okoliczności w jakich zostaje, przykłady które ma przed oczyma, nędzę która często go gniecie, zupełny brak wychowania moralnego: zadziwić się potrzeba skarbom poczciwości, jakiemi go Bóg obdarzył. Największe występki w takiém położeniu byłyby wytłumaczone: bo myślimże o środkach wszczepienia w jego duszę jakichkolwiek zasad? Cóż dopiéro powiedziéć o cnotach, które tu są prawdziwym cudem! Zbliżyć się potrzeba, przypatrzéć, a na karb jakichś uprzedzeń lub pobłażania urojeniom czasowym nie kłaść tego, co z przekonania o ludzie naszym się mówi. Poszanujmy w nim cnotę tém droższą, że jest złoto samorodną. W nas ją szczepią, wpajają, uczą nas jéj od młodu. Mamy łatwość być poczciwemi: interes, miłość własną, pomoce ku temu, bodźce różne, wreszcie pojęcie jasne obowiązku, a jednak nieza-