Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

prócz tego diak rubla wziął za naukę, a co czasu na nią stracić było potrzeba! Smutny jakoś powlókł się jednego wieczora staruch do chaty kozaczychy, z którą zwykł się był naradzać. Przyjęto go jak zwykle: Horpyna z uśmiechem i wykrzykiem, bo dziecinę lubiła bardzo i zaraz ją zabierała od Jermoły, bawiąc, karmiąc, uśmiechając się jéj, póki tylko stary był w chacie; kozaczycha kwaśno, gderliwie, ale serdecznie. Jermoła im tam nie zawadzał, nie uprzykrzał się, a często posłużył: bo jakkolwiek znużony, gdy go kozaczycha czém potraktowała, lub za to że się pogrzał przy jéj ognisku, czuł się w obowiązku pójść po wodę do studni, szczepać skałki, urąbać drewek, zastępując pijanego Chwedora, który wieczorami najczęściéj w karczmie siedział, i ztamtąd trudno go już było wywabić i kijem.
Miała się baba ciężko z tym Chwedorem, ale parobków najmitów mało było we wsi, bo co silniejszego szło z toporem do wyrobu belek i wańczosów, do klepki i łuczywa: musiała więc znosić trutnia, który gdyby nie wyrostek co mu