pomagał, nawetby chudoby nie napasł i nie dopatrzył. A był takiéj natury ów Chwedor, że w nim jakby dwóch siedziało ludzi: z rana póki trzeźwy choć do rany przyłóż: pokorny, cichy, zapobiegliwy, przemyślny, często coś przypomniał o czémby i sama gospodyni nie pomyślała; ale powróciwszy z pola jeno woły na podwórko odprowadził, choć się zaklinał że do karczmy nie pójdzie, znikał i zasiadał za stołem u Marysi szynkarki, pił, a pijąc niestworzone dziwolągi wyrabiał. Czapka na bakier, w boki się wziąwszy, gadał a gadał, szumiał, odgrażał się gospodyni, łajał, karczmą trząsł, wrzeszczał, śpiewał, tańcował, i taka go opanowywała buta, jakby tam w nim wojewoda siedział. Powróciwszy do chaty, regularnie szedł kozaczysze za służbę dziękować, z piosnką jeszcze kładł się spać: legł, przedrzémał się, a im więcéj krzyczał wczoraj, tém nazajutrz był pokorniejszy i pewnie z rana, naprzeklinawszy wdowie wieczorem, przyhołubiał się różnemi ślicznemi pomysłami gospodarskiemi. Odprawiał się on sam i ona jego kilka razy, ale że innego dostać było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.