— Kiedy nic nie umiem...
— Wszakcito i czytać nie umieliście, a mówicie, żeście się nauczyli. Możebyście tak i czego innego potrafili od ludzi nabyć.
— Myślicie?
— A cóż? — odpowiedziała baba zwykłą pytającą formułą, która zastępuje potwierdzenie.
— Naprzykład czego? — zapytał Jermoła.
— Czy ja tam wiém: jakiegokolwiek rzemiosła moglibyście się wyuczyć. Roztropni jesteście, widzieliście i nasłuchali się dużo po świecie, takiby to wam nie ciężéj przyszło niż młokosowi.
Jermoła głową pokiwał.
— Szewiectwa, choć sobie czasem buty łatam, nie lubię — rzekł powoli stary — krawców dosyć u nas z Kołków przychodzi z łokciami na ramieniu byle było co szyć, a mnieby nikt nie dał sukna ze strachu, żebym nie popsuł; kożuszników u nas aż trzech...
— A tkacza i jednego poczciwego nie ma! — zawołała baba — który weźmie osnowę pewnie ukradnie, u drugiego sztuki się nie doczekasz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.