biéda: z garncarzami! Trzeba czekać aż się który zlituje i zajedzie, a że to drogi złe, a towar kruchy, rzadko zajeżdżają i drąż bez miłosierdzia!! A ten w Małyczkach Prokop, pożal się Boże, czarne robi i kruche: na nic... chyba na popiół... Musi je daleko kędyś wywozić, bo tu je znamy i nikt ich nie kupuje...
— Ot co! — zawołała baba nagle — a gdybyście zostali garncarzem, to i poczciwe i spokojne rzemiosło, i taki robota nietrudna.
— Myślicie! — pokiwał głową Jermoła — a gdzież go się nauczyć? a glina? czy to u nas jest dobra? a kto potrafi piec postawić? Wreszcie gdyby się już co i zrobiło, jeszcze wozu i konia potrzeba, żeby się z tym wyrobem po świecie prosić..... A broń Boże wywrotu, nieszczęście!...
— Cóżto tobie dziś — zawołała znów stara — wszystko złe i trudne; a ja ci mówię, nie święci garnki lepią.
Poczęli się wszyscy śmiać, Jermoła się zamyślił.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.