się dopytali korca ziarna, słomę za pracę mając w zysku; nawykli byli już inaczéj sobie zarabiać na życie. Palili węgle, przedawali korę, wycinali obody, strugali niecki i naczynia gospodarskie, stelmachowali, bednarzowali, bawili się ciesiełką, tkactwem, wyrobem sukien i pasów czerwonych, a jeden nawet był garncarzem. Ale mu to rzemiosło niebardzo poszło: zysk miał, wyrobu nie chwalili ludzie. W ogólności garncarze rzadko tam biorą się do roboty, gdzie ich z dawnych czasów nie bywało; a piece po największéj części utrzymują się od niepamiętnych wieków z ojca przechodząc na syna. Znać w przedhistorycznéj epoce, gdy zdunowie potrzebniejsi byli, dostarczając naczyń poświęcanych, znali się téż lepiéj na gatunku ziemi, na wypalaniu, trafniéj wybierali sobie miejsca, i lepszą mieli tradycyą rzemiosła; dziś ledwie się kto ośmieli założyć piec nowy, a garnki teraźniejsze wyrabiają się tam jeszcze, gdzie przed wieki toczyły i lepiły drogie starożytnikom popielnice, z tejże gliny, która dostarczała grobowego sprzętu pradziadom.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.