— Toś ty trochę podszalał mój poczciwcze — zaśmiał się Drużyna — a toćto ci sama nauka dużo czasu zabierze. Gdzież będziesz terminował? ani ręce, ani oczy, ani siła potemu...
— Juściż żebrać pójść nie mogę.....
— Nie zechcesz.....
— I dla siebie i dla dzieciny..... wstyd jakoś z torbami się wałęsać... Nie... nie...
— No! ale jakże potrafisz na starość wyuczyć się rzemiosła?
— Mnieby się zdawało, że to łatwiéj przyjdzie jak młodemu: człek uważniejszy i wié na co się to przyda, nic go nie odrywa, siedziéć na miejscu lubi, a ręce toć takie same.
— A! a! kochanku! jeszcześ ty bardzo młody, kiedy tak mówić możesz.... Cóż wspólnego staremu z młodym?? — nic, nic: inne serce, inna głowa, inne ciało, inny człowiek; i gorszy i biedniejszy. Szczęśliwyś, że jeszcze tak odważnie brać się możesz do dzieła.
— Bo mnie się zdaje, że kiedym się dla tego dziecka czytać nauczył, to i rzemiosła potrafię...
Rotmistrz westchnął.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.