Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest w istocie, ale ojciec i matka odumarli mnie w maleństwie: ledwie troszynkę mogłem się przypatrzéć rzemiosłu. Jeszcze dodziśdnia na dawnym naszym ogrodzie jest stare piecysko zielem zarosłe, ale ta ojcowizna poszła w obce ręce...
— Jak świat światem w Popielni o garncarzu słychać nie było.
— Bo ojciec był z Wołynia, a tu krótko robił.
— A to co innego — wódkę popijając rzekł Prokop.
— Otóż widzicie, na starość zachciało mi się powrócić do rzemiosła — wybąknął Jermoła.
Prokop spojrzał mu w oczy i poskrobał się w głowę coś mrucząc.
— To ty mi kawałek chleba chcesz odebrać? — ofuknął się groźno.
— E! posłuchajcieżno — rzekł Jermoła — jeszcze go może i wam dam: nie strachajcie się-no zawczasu.
— Gadajże, gadaj.