czém zapłacić. Kobiéty tylko brakowało w chacie, ale stara kozaczycha zastępowała im gospodynią: u niéj się chléb wypiekał, bieliznę szyła i prała, a poczęści warzyła strawę, i przygotowywała zapasy spiżarniane.
Ile razy Jermoła chwalił się swojém garncarstwem, wdowa zawsze przypominała mu ów pęknięty garnek, który do niego piérwszą myśl podał; a jak często zdarzenie to opowiadała, wyliczyć trudno. I jéj téż jakoś Bóg szczęścił w tém, czego najmocniéj pragnęła, bo Horpyna nareszcie wyszła za mąż bardzo świetnie. Pisarz ów, który oddawna do niéj dojeżdżał, umizgał się, kręcił, rozpatrzywszy lepiéj, a serca widać pohamować nie mogąc, naostatku oświadczył się staruszce. Nie było jéj to może zupełnie po myśli, bo choć córka szła za jednodworca i niby los robiła, ale wdowa wolałaby gospodarza, wieśniaka, któryby przy niéj został pryjmakiem. Chłopcu zaś o tém ani gadać było: na gospodarstwo wiejskie przechodzić nie myślał, wybierał się ekonomować i robił Bóg wie co: kozaczycha więc traciła córkę i sama jak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.