Wioskowa młodzież, chłopaki i dziewczęta szli na jego skinienie w każdéj sprawie, a on choć trochę lepiéj od nich wyglądał, choć więcéj umiał, nigdy nie pomyślał nadużyć swéj siły, albo się nią przechwalać. Usługiwał się drugim, ale nie szkodził nikomu. Żaden téż ojciec ze krwi nie wychucha tak swego dziecięcia, jak Jermoła Radionka. W piérwszych latach hodował ciało; późniéj, gdy się oczy i usta otwarły, począł wypieszczać duszę i zbroić ją w siły na życie.
Instynkt przywiązania wskazał mu wybornie drogę, jaką miał postępować.
I stał się tu cud, który często niepostrzeżony przechodzi po świecie: nauczyciel wykształcił się razem z uczniem, wola wyrobiła serce, uczucie rozjaśniło rozum. Szukając dobra dla dziecka, Jermoła znalazł je dla siebie: z zamarłych nasion wyrosły owoce późne, ale piękne.
Chcąc nauczyć dziécię, musiał sam wprzód szukać nauki starzec: ślęczał, zgadywał, badał, modlił się i trafiał na to sercem, na co rzadko rozumem wpaść można.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.