Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale na tymże targu wpadły mu w oko gdzieś misy polewane, tygielki w środku zielone i różne wyroby ze szklistą powłoką, któréj dawać nie umieli; chłopiec począł się już tém niepokoić.
Wrócili do domu, Radionek posmutniał.
— A toż się cieszyć powinieneś — rzekł mu Jermoła — powiodło ci się nad moje spodziewanie; czego się znów chmurzysz moje dziecko?
Chłopak uściskał go w milczeniu.
— Ot co, ojcze — rzekł — polewa ta spać mi nie da.
— Polewa! znowu co nowego: a nam to na co? Garnki nasze i tak się dobrze dzięki Bogu sprzedają! Na polewane roboty innéj podobno gliny potrzeba, robota insza koło tego, zachód nowy: do czego sobie tém głowę suszyć?
— Ale bo to nie widziałeś ojcze, jaką cenę brał garncarz za polewane misy.... A jakie to harne!... malowane w liście różne i taki czyściejsze i mocniejsze... Ludzie mówią, że strawa się w to nie wjada i nie przechodzi, wymyć