spieszył, zostawiwszy Huluka i Radionka uprzątających coś koło warsztatu.
— No! a coście tam nowego przywieźli z jarmarku? — zapytała wdowa — nie było tam mojéj Horpyny?
— A była! rzekł Jermoła — O! ani jéj poznać, taka teraz pani: przyjechali parą końmi w półszorkach rzemiennych, wózkiem malowanym: kudy mene wedesz!! Stanęli w karczmie i kupowali coś po sklepach!
— A nie pytała się ona o mnie? — westchnęła stara.
— Owszem, owszem, jakże nie: kazała się kłaniać — podchwycił dworak — wołała mnie umyślnie do siebie, pogładziła pod brodę mego Radionka.
— A miała z sobą które z dzieci?
— Nie, żadnego....
To rozpytywanie nie miałoby końca, gdyby smutny wyraz twarzy przyjaciela nie uderzył kozaczychy.
— A co ty, nie słaby? — zapytała — coś tobie jest?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.