Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

się tak jak na naszém Polesiu. W tym względzie niejeden artysta paryzki stoi na równi z tutejszym szewcem. Znałem szczególniéj jednego łatacza..... Ale to znowu byłby niepotrzebny epizod: idźmy daléj i nie zbaczajmy z drogi.
Rozległe lasy stanowią tu wszędzie tło i opasanie każdego widoku. Wśród nich gdzieniegdzie spotkasz polanki, błyszczą stawki i rzeczułki, kisną odwieczne nieosuszone błota, zielenieją sianożęcia nawpół łozami zarosłe, szarzeją i czernieją chaty, odwiecznym okopcone dymem. Jak błyszczący pas, srebrny Horyń majestatycznie przerzyna się środkiem drzémiącéj okolicy, którą ożywia i wzbogaca: maleńkie miasteczka tutejsze prawie wszystkie leżą nad jego brzegami. Gdzieindziéj nie dałoby się to nazwać imieniem tak wiele obiecującém, ale w Polesiu, gdzie targowica i niedzielny zjazd, cerkiew i kościół, rynek, a nadewszystko więcéj niż jeden żyd, to już miasteczko.
Ilość Izraelitów stanowi wartość mieściny: im więcéj ich, tém się bogatsze nazywa. W ka-