ale go nigdy kobyle nie pokazywał, a jeśli podpiwszy ćwiknął nieostrożnie, pewnie za to pół godziny w miejscu pokutować musiał. Instynkt dereszowatéj długiém nabyty doświadczeniem był nieomylny: wiedziała dokąd pan jechał, wiozła go, kierowała, omijała kałuże, wybierała drogę, zatrzymywała się gdzie było potrzeba z trafnością podziwienia godną, choć lejce jak batog, były tylko dla oka, i całkiem się z nią stawały bezużyteczne. Chwedko rozmawiał z nią jak z człowiekiem, przybierając tylko pewien głos donośniejszy, który klacz zaraz brała do siebie; swarzył się z nią, chwalił, pochlebiał, zachęcał, obiecywał, a o niéj tak rozprawiać lubił, dzieje jéj i czyny opowiadać, że w przysłowie poszła po wsi Chwedkowa kobyła. Gdy kto co nazbyt często powtarzał, śmiano się z niego, mówiąc: O! o! Chwedkowa kobyła!
Wywdzięczając się mu, dereszowata nikogo téż znać nie chciała prócz niego, i obcy człowiek nie miał do niéj przystępu, tak była złośliwa i uparta: jeden Chwedko mógł sobie z nią
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.