Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zobaczycie, że to nicpotém....
— A no: a cóż robić?
— Jeszczeż mniejsza o to, dla proby nie zginiecie; ale czy myślicie, że ci garncarze od polewy tak się rublem skuszą, że wam swój sekret wydadzą?
— A ja i dobrze zapłacę.
— Wszystko oni nie głupi za szeląg przedać złotówkę, wiedząc, że im chléb z gęby odbierzecie: boć dla zabawki tego nie będziecie robić.
Jermoła posmutniał i opuścił głowę.
— Wiemci to ja — rzekł — ale kiedy pan Bóg raz pomógł, nie opuści i do końca. Źle było z Prokopem, gliny téj anim wiedział gdzie szukać; a ot, znalazło się i pokleiło, i poszło: to i tu jakoś będzie.
Jakoś to będzie jest ostatecznym ludu argumentem, gdzie innych braknie: wszystko się na tém kończy, w tém jakoś jest wiara w Opatrzność i pośrednictwo Boże.
Wtém dereszowata, która była przywykła trochę siana przegryzać zawsze przed karczemką, na trzeciéj części drogi do miasteczka, po-