dzili, dla odpędzenia napastników. A takieto było przebiegłe, że byleby się dzieciak zapatrzył lub baba zdrzémnęła, pewnie koza z tyłu się spiąwszy szkodę zrobiła.
Icek, miejscowy gospodarz, był żydek najlichszego rodzaju: rudy, kulawy, głupi, ale po głupiemu chytry, a zły najobrzydliwszym sposobem. Oszukiwał bezwstydnie, niekiedy aż do bójek przychodząc z chłopami, a zawsze guzy potém swoje umiejąc zamienić na gotowy grosz, i pobity czy bijący kierował tak, że mu się fatyga musiała opłacić.
Jak on tam żył w téj ciągłéj wrzawie dnia i nocy, w boju i pracy nieustannéj, nigdy prawie drzwi nie mogąc zamknąć i spać się nie kładąc chyba nadedniem na ławie: to należy do niezbadanych tajemnic, których rozwikłania zbyt szczegółowego psycho i fizyologicznego wymagałoby rozbioru.
Icek znał cały świat i wiedział naturę nietylko pojedyńczych ludzi, a częstych swych gości, ale nawet gromad sąsiednich. Z góry gdy zajeżdżały furmanki, umiał się na ich przyjęcie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.