Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

cza. Trzeźwy z podpiłym ciężko się zrozumieją, ale podchmielony z pijanym doskonale i łatwo.
— Bo to widzicie — szepnął na ucho parobkowi — Jermoła oto... niby garncarz.... widzicie! O! ale nie od polewy! O! a jemu się zachciało nauczyć polewy! o!
— Tfu! a po cóż jemu z tém do Mrozowicy...
— A gdzież jéj będzie szukał?
— Ja go nauczę... Co da?
Jermoła i Chwedko posłupieli i popatrzyli na siebie.
— Bałamucicie! albo to wy i garncarzem byli?
— Otóżto że i syn garncarza jestem, i polewę umiém, bo koło tego robiłem lat sześć; ale to głupie rzemiosło, mnie się go nie chciało — odparł Mrozowiczanin: — smaruj się w glinie, paskudź się w tych zacierkach, piecz się w ogniu! Plunąłem i porzuciłem, ale choć i teraz dlatego pomagałem panu Marcinowi, i znam się dobrze na polewie, choćby jakiéj, choćby jakiego koloru... A u mnie taka wychodzi czysta, jak szkło.