wał o ich wyrobach, nie miał ich za śmieci: podrzucał, tłukł, i rozparłszy się zaraz na ławie, począł z góry wychwalać co sam robił i mógł dokazać.
Nie podobało się to Jermole, który znał się na ludziach, ale ścierpiał próżniackie wychwałki Siepaka, w nadziei, że coś od niego skorzysta, choć z mowy coraz mniéj miał w nim ufności.
Tymczasem Mrozowiczanin kazał sobie wódki postawić, słoninkę przypiekać, położył się spać, a na wieczór poszedł do karczmy.
Nazajutrz trzeba było do miasteczka po glejtę, po inne farby i ingredyencyedo polewy potrzebne, gdy Radionek pod kierunkiem wciąż wyśpiewującego Siepaka robił według jego wskazówki potrzebne pod polewę naczynia. Gdy przyszło w ostatku do roboty, Siepak nad wszelkie spodziewanie okazał się zręczny, i tém niemniéj zadziwił jak samochwalstwem swojém; ale ledwie pół godziny wytrwał w chacie, do karczmy uciekł, gdzie muzykę najął, pół wsi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.