Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

szych się rzeczy dozwalają domyślać, niż w istocie były.
Za ten dzień jeden szału, okolica rok cały najczęściéj spoczywa w téj błogiéj odrętwiałości, w téj smętnéj ciszy, która tu stanowi tło powszedniego bytu. Człowiek najczęściéj mimowoli, ale musi zastosować się do tego, co go okrąża: nie jesteśmy nigdy zupełnie wyzwoleni z pod tych wpływów, jakim ulega gąsieniczka zielona na liściu zielonym, czerwona w krasnym owocu. W krajach drzémiących jak Polesie, gdzie szum drzew odwiecznych, błoto do snu kołysze, a spokojem oddycha się w ciężkiém, wilgotném i smolnemi dymy przesyconém powietrzu, mieszkaniec zamknięty powoli uczuwa coraz tępiéj płynącą krew, coraz wolniéj krążące myśli: zachciewa mu się spoczynku, wzdryga się na burzliwe losy i przyrasta jak grzyb do ziemi. Wieśniacy w czterdziestu kilku leciech zapuszczają brody, a panowie w tymże wieku wkładają szlafroki, zrzekają się fraków, dozwalają wąsom rosnąć jak im się podoba, i jeśli żonaci, nie wyjeżdża-