Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

Nad wieczór trochę się polewy sprzedało nieznajomym, a garnków zabrakło. Zostało dużo niezbytego, a żyd za pół ceny zakupił to do klatki, bo się już Jermoła nazad wozić nie chciał z towarem.
Obrachowawszy, pokazała się strata.... Posmutniało dziecko; przez całą drogę stary pocieszał je jak umiał, przysposobiając tém małém niepowodzeniem do większych życia zawodów, które ani odwagi, ani nadziei łamać w człowieku nie powinny.




Odmalowaliśmy już troskliwie to życie biédnych ludzi, i najważniejsze w niém wypadki, jakiemi były: zmiany w pracy, ukazanie się nowych postaci, maluczkie polepszenie bytu. Dni ich płynęły tak jednostajnie, ale szczęśliwie: przynajmniéj Radionek nie pojmował nic lepszego nad to, co miał. Ojciec go kochał i dogadzał mu, wiodło się im, było się czém zabawić, a przyszłość się uśmiechała.