Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdzieżby mu lepiéj być mogło? gdzie swobodniéj? Pracował ile chciał, zmieniał zajęcie, a nigdy stary nie ofuknął się nawet na niego; prawda, że zrazu tak go wychował, by dobrém słowem prowadzić, i groza była dlań środkiem niepotrzebnym. Starzec trochę się dziecinił dla Radionka, dziécię usiłowało dźwignąć się do jego dojrzałości: dzielili się latami jak wszystkiém.
Wśród tego błogiego spokoju, w którym powoli zapominano o mogącéj zagrażać zmianie, dni sobie płynęły niezmącone niczém, gdy jednego wieczora Chwedko powracający z Małyczek mimo staréj karczmy, bo na drodze, którą zwykle jeżdżono, mostek się był popsuł i musiano go tędy objeżdżać, wstąpił fajkę zapalić do Jermoły. Dereszowata nieprzywykła do téj objażdżki niechętnie wprawdzie stanęła, czując już chatę blizko, ale się jakoś dała zatrzymać.
Stary garncarz i Radionek siedzieli na progu: ten paląc lulkę, ów rozpowiadając o swoich na przyszłość zamiarach i głośno sobie rojąc, gdy