Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

Chwedko zlazł z wozu i pozdrowił ich zwykłem:
— Sława Bohu!
— Na wieki! A zkądżeto jedziecie?
— Z Małyczek.
— Samiście byli?
— Woziłem kartofle sprzedane Mikicie.
— Co tam słychać?
— O! o! bardzo słychać — odparł Chwedko przysiadając na kłódce — jest nowego dużo.... Rotmister umarł.
— Umarł stary! — podchwycił Chwedko — o ba! wieczne odpocznienie nieborakowi, bo téż się namęczył....
— Ale i drugim z nim nie było słodko.
— Umarł! ha! — począł rozprawiać Jermoła — patrzajcie! czas! czas! na starych wołają!.... Żeby się i o nas nie upomnieli rychło.
— Chory był — dodał Chwedko — i tak nie wiem jak się to tyle lat trzymało.... We dworze teraz sądny dzień.
— A syn?