Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszyscy: i syn i ludzie, co ich namęczył stary Rotmister, jak bobry po nim płaczą.... Gromada cała w dziedzińcu, lament taki aż strach....
— A! każdemu skończyć potrzeba! — westchnął Jermoła.
— Tać zapewne — ciągnął daléj Chwedko — ale Bogiem a prawdą, Rotmister ciężki był dla swoich. Taki był chory, niedołęga, kaleka, a kluczów i gospodarstwa do śmierci nie puścił, ani synowi, ani téj krewniaczce nie wierząc. Syn postarzał na służbie, własnéj doli nie skosztowawszy: żenić mu się nie dał, odstąpić nie pozwalał. Sieroty téj także nie uwolnił, i wiedząc że oni się z sobą kochali, na kupie ich trzymał, a żenić się pod karą zabronił!
— No! to się teraz pobiorą! — rzekł Jermoła.
— A to wy nic nie wiecie? Oni się już kiedyś dawno bardzo pobrali, tylko staremu to było tajno i wszystkim we dworze, wyjąwszy jednéj klucznicy.... Sam ksiądz proboszcz im ślub dawał, byli i świadkowie, ale cóż z tego, kiedy żyć z sobą nie mogli, bo ich dzień i noc Rotmi-