Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

mi dziecko moje... do śmierci tylko! Ja umrę prędko! jam bardzo stary: weźmiecie je potém od mojéj trumny.... Jakże ja żyć bez niego potrafię! Nie róbcie mnie nieszczęśliwego sierotą na ostatek dni moich, nie trujcie mi ich za to, żem dziecko wasze przytulił i wychował!...
— My cię weźmiemy razem z dziecięciem — zawołał Jan — jedź z nim: my dla ciebie mamy wyższe nad wyraz wszelki obowiązki wdzięczności....
Stary począł płakać, a na głos łkania jego Radionek powrócił do Jermoły, przykląkł przed nim i głowę złożył na kolanach.
— Ojcze! ojcze! — zawołał — nie płaczcie proszę; ja nigdzie i nigdy od was nie pójdę. Nie ruszym się ze staréj chaty naszéj, zostaniemy tutaj, mnie z tobą było tak dobrze.... Ja nic nie chcę więcéj.
Na widok tego odstępstwa, matka znowu płakać i słabnąć zaczęła; ludzie, którzy się zbiegli przypatrywać téj scenie, kozaczycha, Chwedko, Huluk, płakali także łzami niewytłumaczonemi, które lud ma nawet dla cierpień i nie-