— Niech robi co chce — odparł stary — niech jedzie, ja mu nie bronię: ja go już nie wstrzymuję.
— Pojedziesz? pojedziesz — zawołała matka rzucając się ku niemu.
Chłopiec zawahał się i rozpłakał.
— Nie, nie mogę, od was ojcze pójść nie mogę!
— Powrócisz gdy zechcesz — dodał pan Jan usiłując ton przybrać łagodny — my ci bronić nie będziemy.
Nastąpiła chwila milczenia, a dziecko zwracało się niespokojnie to do starca zamyślonego i smutnego, to do matki, która oczyma błagać go się zdawała, żeby nie odmawiał.
— Róbcież ze mną co chcecie — rzekł wreszcie Radionek — ja sam nie wiem co począć; tracę głowę.... ciężko mi i smutno.... A! i tubym chciał zostać, i was nie rzucać.... Zostańcie lepiéj z nami.
Pół dnia prawie trwały przerywane namowy, targi, obietnice, pokusy, i bryczka wreszcie odjeżdżając z przed staréj gospody, uwio-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.