Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

w górach. Oczy zapłakane osychały natychmiast, ale słupem zwrócone stały, nieruchomie skierowane w jedno miejsce. Nie słyszał nic, nie myślał o niczém, w głowie mu się wiło coś nieopisanego — czarny kłębek nici porozrywanych i brudnych. Stracił władzę, wolą, ochotę czynności, stężał i sposążał na progu z otwartemi ustami, z wyciągnioną ręką, i pozostał tak niepoliczone godziny, pochłaniając bez uczucia przemijającego czasu.
Huluk, dobry chłopiec, widząc, że go ani słowem, ani targaniem nie obudzi, że mu nic nie odpowiada i nie rozumié, pobiegł do Harasymychy po ratunek, a kuma pospieszyła z gniewem na starego za jego bezrozum, jak go nazywała.
— Czyste dziecko! — wołała — a taki stary, a taki głupi. Tożby się losem Radionka cieszyć przecie powinien....
I poczęła, jak tylko go spostrzegła, łajać go zdaleka; ale z przestrachem przekonała się, że choć powinien ją był usłyszéć, głowy nie odwrócił, nie dał znaku życia.... Oczy miał zwró-