Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

i siedział nieruchomy: Huluk rozespany pilnował go stękając.
Już piérwsze kury piały, kiedy się coś mignęło przed chatą, i Huluk, który miał kocie oczy zaraz poznał Radionka, przybiegającego od strony Małyczek. Starzec nie widząc go, przeczuł, pochwycił się, obejrzał i krzyknął:
— Radionek!
— To ja, ojcze!
— Ty! poczciwe dziecko moje... A! niech ci Bóg płaci, byłbym umarł, dałeś mi życie... Ale jakżeś ty przyszedł? piechotą?
— Piechotą, ojcze... alboto ja drogi nie znam? czyto ja się boję chodzić po nocy?
— Sam...
— Z kijem.
— I dali ci tak pójść?
— A ja się nie pytałem: położyli mnie spać, ale mi tak było tęskno, że oka zmrużyć nie mogłem; czegoś mnie brał niepokój, musiałem przyjść do was. Zresztą, rano gdy mnie nie znajdą, domyślą się gdzie szukać.