Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

Jermoła ściskając go ożył, oprzytomniał odrazu.
— Huluk! — zawołał głosem silnym — on przeziąbł może, on nie jadł, pewnie go zgłodzili: ognia do pieca! Masz co jeść? i mnie coś czczo: chodźmy do izby.
— Dziw! — szepnął chłopiec — kiedy cały dzień nic nie jedli.
— A! prawda!
— Ja wam sam i ognia rozpalę i jeść ugotuję — pochwycił Radionek — pozwólcie po staremu sobie usłużyć.
— A! dziecko moje, nie, nie, usiądź przy mnie, jutro mi cię odbiorą znowu: nie odstępuj mnie proszę.... Ale tobie tu od rosy chłodno będzie, chodźmy lepiéj do chaty.
Gdy Huluk ognia rozpalił, a izba się rozjaśniła, postrzegł stary zwróciwszy oczy na Radionka, że choć mu tak rychło sukni przerobić nie mogli, już go potrosze przebrali rodzice. Matka wynalazła mu białą koszulkę, zawiązała jasną chusteczkę na szyi, zmyła i utrefiła złote jego włosy, podpasała paskiem jedwabnym,